18 maja 2015

Rozdział 10

      Na samym dole macie informację ode mnie, więc proszę, nie pomijajcie jej. 
▽▽▽
     Delikatny wietrzyk napływający zza okna pieści mi skórę, kiedy siedzę wśród miękkich poduszek. Wyglądnąwszy przez okno, podziwiam ogród skąpany w mroku. Cała sceneria sprawia wrażenie tajemniczej, niemalże przerażającej, a to tylko potęguje chęć znalezienia się na zewnątrz. Mam dosyć siedzenia w zamknięciu, bycia uwięzionym w pałacowej klatce. Wpatrując się w labirynt alejek z idealnie przyciętymi żywopłotami, dostrzegam cień przemieszczający się po drodze. Postać rozgląda się wkoło, najprawdopodobniej patrolując teren. W ten sposób przekonuję się, że ucieczka stąd jest niemalże niemożliwa. Niemalże, ponieważ na obrzeżach świadomości jeszcze majaczy nadzieja na to, że wszystko będzie dobrze.
       Zamierzam spędzić resztę nocy, wyglądając przez szybę. Sennie ziewam, ale nie pozwalam sobie odpłynąć w objęcia Morfeusza. Jedynie przymykam oczy, dając swojemu organizmowi chwilę wytchnienia, jednak nie zdaję sobie sprawy, że ta chwila trwa zdecydowanie za długo. Wkrótce zaczynam pogrążać się w spokojnej ciemności, zapadając w drzemkę.
       Czuję silne ramiona wsuwające się pod moje ciało, więc szybko przebudzam się z półsnu, otwierając szeroko oczy.
 - Nie śpię - mówię zaspanym głosem, odpychając dłonie intruza.
 - Właśnie widzę - mruczy mężczyzna, ponownie próbując mnie podnieść, ale mu na to nie pozwalam. Logan lekko przekrzywia głowę na bok, badając mnie wzrokiem. - Boisz się zasnąć - stwierdza, marszcząc brwi.
 - Nieprawda - zaprzeczam. Widząc, że czarnowłosy posyła mi sceptyczne spojrzenie, szybko usiłuję zmienić temat. - Po co przyszedłeś?
 - Chciałem porozmawiać - odpowiada, skubiąc brzeg poduszki. - Ale to może zaczekać.
 - Porozmawiajmy - proponuję nieco zbyt entuzjastycznie, w nadziei, że to pomoże mi uniknąć snu.
 - Nie. Po prostu połóż się spać.
 - Nie chce mi się spać - kłamię, próbując stłumić ziewanie, co nie umyka uwadze mężczyzny.
 - Daj spokój, jesteś śpiąca. - Uśmiecha się pobłażliwie, zmierzając w kierunku łóżka, aby poprawić pościel. Podrzuca poduszki, ugniatając je w dłoniach, kiedy ja nadal nie ruszam się z miejsca. - No chodź, nie bój się zasnąć.
 - Wcale się nie boję.
       Logan wzdycha, przecierając twarz ręką, po czym mówi cicho.
 - Krzyczysz w nocy.
 - Nieprawda! - niemalże wrzeszczę, chociaż wiem, że ma rację.
 - Sue, przecież słyszałem. Miewasz koszmary i dlatego nie kładziesz się do łóżka. Próbujesz nie spać, by nie oglądać tego wszystkiego, ale nie wytrzymujesz, zasypiając w jakimkolwiek miejscu - mówi spokojnie, podchodząc do mnie małymi kroczkami. - Ale nie musisz się bać, jesteś tutaj bezpieczna.
       Śmieję się nerwowo, zeskakując z parapetu, ponieważ to jest zabawnie absurdalne. Logan staje przede mną, patrząc na mnie poważnie.
 - Znajdę kogoś, kto pomoże ci pozbyć się koszmarów. Kogoś, z kim będziesz mogła porozmawiać i zrozu...
 - Nie potrzebuję żadnego psychola, który będzie mi zaglądał do umysłu! - przerywam krzykiem, próbując go wyminąć, ale mężczyzna łapie mnie za ramiona, przytrzymując w miejscu.
 - Potrzebujesz pomocy - wymawia każde słowo ostrożnie, zaciskając chwyt na moich ramionach.
 - Nie potrzebuję - syczę przez zaciśnięte zęby.
       Logan wpatruje się w moje oczy, jakby próbował wejrzeć w głąb mojej duszy. Przez chwilę dostrzegam na jego twarzy obawę, którą stara się zamaskować słabym uśmiechem, po czym niedostrzegalnie kręci głową.
       Nie czując już ucisku na rękach, odchodzę w stronę garderoby.
 - Chociaż spróbuj zasnąć - dobiega mnie zza pleców głos mężczyzny, kiedy wchodzę do łazienki.
 - Jasne - zapewniam, zamykając za sobą drzwi.
       Kiedy związuję włosy w kucyk, aby umyć twarz, nie mocząc kosmyków, słyszę delikatnie pukanie do drzwi. Ktoś naciska klamkę, a następnie wsuwa do łazienki rękę, trzymając w niej ciuchy.
 - Zapomniałaś pidżamy - mówi mężczyzna, machając ubraniami. Uśmiecham się pod nosem, kiedy odbieram rzeczy, ponieważ to miłe z jego strony. Ręka znika równie szybko jak się pojawiła, a ja szybko biorę wieczorną toaletę przed położeniem się do łóżka.
       Widok Logana czekającego na mnie w pokoju nie powinien mnie dziwić, ale i tak pytająco unoszę brwi, dostrzegając jego sylwetkę siedzącą na brzegu łóżka. Niedbale opiera się o wezgłowie, spojrzeniem poganiając mnie do snu. Posłusznie wślizguję się po kołdrę, wymijając mężczyznę. Nie muszę wciskać się w ścianę, ponieważ łóżko jest dość duże. Trochę większe niż jednoosobowe, ale zarazem mniejsze od łoża dwuosobowego. Ziewam sennie, odczuwając silną chęć odpoczynku.
 - Powiedziałbym, że poczekam tu, aż zaśniesz, ale to raczej nie sprawiłoby, że poczujesz się bezpieczniej - przypuszcza, obracając głowę w moją stronę, kiedy ja rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu mrocznych cieni.
 - Masz rację - przytakuję, wtulając się głębiej we flanelową pościel, kiedy mężczyzna powoli podnosi się z łóżka. Zmuszam się do głębszych oddechów, próbując odgrodzić się od strachu, który zdaje się we mnie rosnąć. Pomimo, że boję się Logana, wiem, że nie pozwoli nikomu innemu mnie skrzywdzić. Nikt mnie nie zrani, póki on jest w pobliżu. Nikt nie zdoła się wedrzeć do tego pokoju. Przyznaję, że to dziwne, gdy się kogoś obawiasz, a jednocześnie czujesz się przy nim bezpiecznie, ale tak właśnie się czuję - niepewnie.
       Ostatecznie łapię Logana za przegub, zanim zdąży wstać. Zamiera na ugiętych kolanach, kierując na mnie zaskoczone spojrzenie.
 - Tylko zasnę - mamroczę cicho, nie puszczając jego ręki, aby nie odszedł.
 - Oczywiście - szepcze, z powrotem sadowiąc się na prześcieradle. Jego oczy błyszczą troską, więc nie waham się zamknąć swoich.
       Czuję, jak mój chwyt słabnie, kiedy się odprężam. Logan głaszcze mnie po głowie, bawiąc się moimi włosami. Przypomina mi to beztroskie czasy dzieciństwa ukazane w filmach, co wypędza lęk przed zaśnięciem. Koszmary mnie dzisiaj nie odwiedzą, a przynajmniej mam taką nadzieję.
       I właśnie teraz ciemność gęstnieje, otula mnie i ciągnie gdzieś w dół.

       Zazwyczaj nie śpię długo. Uważam za głupotę spanie do południa. Nie lubię marnować poranków oświetlonych wschodzącym słońcem, dlatego bez pomocy budzika wstaję nad ranem, podczas gdy reszta osób w moim wieku przewraca się na drugi bok. Chwiejnym krokiem podchodzę do okna, zmuszając swoje ciało, aby ożyło po kilku godzinach snu w wygodnym łóżku, po czym zerkam przez szybę.
       Czerwona kula, jakoby z ognia, wyłania się zza horyzontu, współtworząc z nim cudowną paletę barw. Przez uchylone okno docierają do moich uszu wesołe trele ptaków, których nie widzę. Zapewne schowały się w koronach drzew posadzonych w ogrodzie. Stoję kilka minut, upajając się tym widokiem.
       Zaczyna mi się tu podobać, jednak nadal zamierzam stąd uciec, oczywiście.
       Po spędzeniu niespełna pół godziny w łazience, przechadzam się po mojej celi.
       Dobra, koloryzuję. Mój pokój w niczym nie przypomina celi, pomijając fakt, że nie mogę stąd wychodzić, co nie oznacza, że nie próbowałam. Kartonowe pudła piętrzą się na podłodze, czekając na rozpakowanie, gołe ściany domagają się zawieszenia jakiś ozdób, pusty pokój wymaga zapełnienia meblami, ale nie chcę tego robić w obawie, że rzeczywiście tutaj zamieszkam.
       Około ósmej słyszę stukot obcasów na korytarzu, a zaraz potem chrzęst kluczy. Drobna kobieta z upiętym na czubku głowy kokiem poprzetykanym siwizną pcha przez próg kilkupoziomowy wózeczek. Rozpoznaję ją jako kobietę pracującą tutaj w roli pokojówki. Widziałam ją, kiedy ścierała kurze, nucąc nieznaną mi melodię. 
 - Witaj, złotko. Nie przeszkadzaj sobie, ja tylko chciałam posprzątać łazienkę - informuje, kierując się w stronę wybranego miejsca.
       Jak już wcześniej wspominałam, nie jestem przyzwyczajona do obsługi. Odruchowo wstaję, by odesłać pokojówkę, kiedy dostrzegam, że nie zamknęła za sobą drzwi.
       Korytarz stoi przede mną otworem, kusząc wolnością. Właściwie nie zastanawiam się, czy postępuję dobrze, kiedy wybiegam z pokoju. Wszystko, czego teraz pragnę, to wolność, która znajduje się w zasięgu ręki. Przyznaję, że może to być nieco egoistyczne zachowanie, zważywszy na to, że ta niewinna kobieta może ponieść konsekwencje, ale staram się odsunąć od siebie tę myśl.
       W końcu mogę odzyskać to, co mi odebrano.
       Zbiegam po schodach, sunąc ręką po balustradzie. Nie uciekam tak rozpaczliwie jak za pierwszym razem. Pokojówka jeszcze nie zorientowała się, że jest sama, więc nikt mnie nie goni. Na jednym z półpięter wpadam na kobietę. Nie mogąc utrzymać się na wysokich szpilkach, zatacza się do tyłu, upuszczając stos papierów, które rozsypują się po schodach niczym jesienne liście w parku. Burczę przeprosiny, nie zatrzymując się, aby jej pomóc. Naprawdę dzisiaj zachowuję się jak egoistka.
       Ostatnie trzy stopnie przeskakuję jednym susem. Gwałtownie zatrzymuję się pośrodku holu. Po obu stronach drzwi stoją ochroniarze strzegący wejścia. Starając się przybrać niewinną minę, podchodzę do drzwi, jakby nie było przy nich żadnych ludzi. Nim zdążam dotknąć klamkę, jeden z dryblasów toruje mi drogę.
 - Sue? Mniemam, że nie powinno cię tutaj być - zauważa jeden z mężczyzn. Jego głos, mimo że cichy, rozlega się donośnie w holu.
 - Też nie wiem, co tutaj robię i nikt nie chce mi wyjaśnić - odpowiadam niewinnie, mając na myśli porwanie, a nie konkretny hol.
 - Muszę cię odprowadzić z powrotem do pokoju. - Rusza w moją stronę, więc błyskawicznie dopadam wrót, próbując je otworzyć.
 - Nie... nie, ja muszę... na zewnątrz - sapię, siłując się z ochroniarzem, który chce mnie odciągnąć.
 - Przykro mi, ale musisz wracać - podnosi mnie do góry, ale wierzgam nogami, co utrudnia mu utrzymanie równowagi.
 - Wypuśćcie ją.
       Mam wrażenie, jakby te słowa odbijały się echem, niosąc za sobą ciszę. Właściwie chyba się nie mylę, ponieważ wszyscy nagle zamierają. Ochroniarz wpatruje się w punkt za mną, po czym stawia mnie na ziemi. Powoli obracam się, by spoglądnąć za siebie. Otwieram usta, by się wytłumaczyć, ale Logan mnie ucisza, machając ręką w stronę drzwi, które ktoś otwiera, wpuszczając do budynku rześkie powietrze. Tym razem nie trzeba mi powtarzać kilka razy. Zanim ktokolwiek zdąży się rozmyślić, wybiegam na zewnątrz.
       Kiedy przekraczam próg, uderza we mnie mieszanka letnich woni. Zbiegam po schodach, przeskakując kilka stopni naraz, po czym pędzę ile sił w nogach wzdłuż głównej drogi. Tak ogromny teren, mimo iż ogrodzony wysokimi płotami, daje mi namiastkę wolności.
       Nagle zatrzymuję się, aby się rozejrzeć i nieco zorientować w terenie. Zachłannie oddycham po biegu, obracając się w kółko. Nie zmienił się od czasu, kiedy próbowałam stąd uciec pierwszego dnia. Żelaznej bramy na końcu drogi nadal strzegą wartownicy, a to jedyne wyjście z ogrodu, o którym mam pojęcie. Dociera do mnie ta sama myśl, co za pierwszą próbą ucieczki. Nie uda mi się stąd uciec. Nie dzisiaj.
       Opieram dłonie na kolanach, zanosząc się śmiechem. Logan ma wszystko pod kontrolą i musi być z tego dumny. Czuję, że mi się przygląda, stojąc u drzwi i spokojnie, jak to on, ocenia sytuację. Obracam się w jego stronę, aby przekonać się, że mam rację. Czarnowłosy mężczyzna trzyma ręce na biodrach, z niezwykłą powagą patrząc przed siebie.
       Zrezygnowana, zbaczam ze ścieżki, aby usiąść na soczyście zielonej trawie. Kieruję twarz w stronę porannego słońca, zamykając oczy. I oddycham głęboko. Oddycham i rozkoszuję się pozornym poczuciem wolności, odsuwając od siebie wszelkie zmartwienia i troski. Uświadamiam sobie, że to wcale nie jest takie trudne.
        Harmonia ptasiego śpiewu zostaje zakłócona przez odgłos chrupnięcia. Niechętnie otwieram oczy, by spojrzeć na postać siedzącą obok mnie. Logan wygrzewa się na słońcu, w dłoni trzymając nadgryzione jabłko. 
 - Pozwoliłeś mi wyjść - stwierdzam cicho. Mężczyzna spogląda na mnie, kiwając głową.
 - Wiedziałem, że nie uciekniesz - odpowiada, rzucając w moją stronę drugie jabłko. - I miałem rację.
 - Skąd wiedziałeś? - pytam, polerując koszulką owoc, przez co połyskuje niczym plastik.
 - Zaufałem ci. - Wzrusza ramionami, po czym dodaje żartobliwie. - Zresztą, kto ucieka w kapciach?
       Spoglądam na swoje stopy. Rzeczywiście mam założone pluszowe kapcie-króliczki w kolorze pudrowego różu. Mimowolnie też się uśmiecham, mrużąc oczy przed słońcem.
 - Chciałbym, abyś ty mi też zaufała - mówi poważnym tonem. Przestaję się uśmiechać.
 - To nie takie proste - szepczę. Problem jest w tym, że już zaczęłam mu trochę ufać, chociaż tego nie chciałam.
 - Więc musimy się postarać - stwierdza, po czym szczerzy zęby. - Zacznijmy od tego, że nie będziesz próbowała mnie pobić, kiedy zaprowadzę cię do lekarza na badanie.
 - Co?
 - Dzisiaj. - Wstaje z ziemi, po czym otrzepuje spodnie. - Zwykłe wizyty u lekarza, które ominęłaś. Mówiłem ci. - Macha na mnie ręką, abym wstała.
       Siedzę sztywno, przypominając sobie, że Logana naprawdę coś mi o ty wspominał. Szczepienia, igły… kujące, przerażające igły.
 - Nie! - piszczę, kiedy mężczyzna mnie podnosi.
 - No chodź. - Zanosi się śmiechem, wlekąc mnie za sobą. 

▽▽▽
A teraz wybaczcie mi (nie)wielką przemowę. 

       Już od jakiegoś czasu musiałam skończyć pisać ten rozdział, do czego niełatwo było mi się zabrać, co spowodowało tak późne dodanie rozdziału. Lubię pisać i powinnam poświęcać temu więcej czasu, prawda? Właściwie myślałam nad zawieszeniem bloga, ponieważ zbyt rzadko dodaję rozdziały, co nawet mi nie odpowiada. Wiem, że nie przestałabym i tak pisać tej opowieści. Możliwe, że po prostu kiedyś zawieszę bloga, aby go później przywrócić i dodawać notki częściej, jednak ten czas jeszcze NIE NADSZEDŁ.
       Jestem już po egzaminach gimnazjalnych, po których podobno miał być luz. Niestety tego luzu nie widać, wręcz czasem wydaje się, że roboty jest jeszcze więcej niż przed egzaminami. Teraz nauczyciele przeszli na gadkę 'W czerwcu będzie luz'. Haha :c
       Jak mówiłam, na razie NIE ZAWIESZAM bloga. Nawet postaram się częściej pisać, ogólnie mam jako taki zarys przyszłych rozdziałów. Więc rozwiewam troski martwiących się osób, jeśli ktokolwiek się w ogóle tym jest w stanie przejąć.
       Wybaczcie, że tak późno dodałam ten rozdział. To karygodne. 
       A co wy o tym wszystkim myślicie?
Komentujcie, udostępniajcie, klikajcie +1.
10 komentarzy = nowy rozdział